poniedziałek, 7 września 2015

PRZEPIŚNIK



Najpierw człowiek zarzeka się, że nie będzie gotować, że będzie kupować gotowce, albo półprodukty, że będzie się żywić byle gdzie, ale… do czasu. Osoby posiadające pierwiastek ogniska domowego po prostu go mają. Nasze babcie go miały, nasze mamy go mają. Często przechodzi z pokolenia na pokolenie. I choć rozpada się na kilka części i jest usmarowany od mąki i jajek to ma to, co najważniejsze – przepisy. Mam i ja!


Przyjemnie jest przewracać kartki w poszukiwaniu sprawdzonych przepisów, które nam smakowały. Jednych potraw próbowaliśmy u mamy na imieninach, innych u babci. Każdy przepis ma swoją historię. Niektóre przepisy pachną Świętami Bożego Narodzenia, inne letnim wieczorem, jeszcze inne jesienią. Bardzo często nazwy są rozpoznawalne tylko nas i brzmią na przykład: „makowiec od babci Geni”, „jabłecznik od cioci Marioli”, „biszkopt od Krysi”, „sałatka od Basi”. Kto tego nie zna? 


Zdarza się, że o niektórych przepisach już dawno zapomnieliśmy, niektóre uciekły, bo były zapisane na serwetce, albo wydarte z gazety. Ja chciałabym niektóre z nich zatrzymać dla siebie w moim Przepiśniku. Kupiłam go już jakiś czas temu w Biedronce za niewielkie pieniądze. Ma tabele z przelicznikami miar i wag oraz ściągę jak nakrywać do stołu. Podzielony jest ślicznymi, kolorowymi przekładkami na: przekąski na dobry początek, syty obiad czyli kotlety i konkrety, słodkości domowe i domową spiżarnię. W księgarniach widziałam, że jest dostępny bardziej rozbudowany Przepiśnik z tego samego wydawnictwa, ale ten na razie mi wystarczy. 

A teraz biorę swój Przepiśnik i idę dokończyć gotowanie obiadu, który dla mnie pachnie jesienią i smakuje dzieciństwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz