Najpierw człowiek zarzeka się, że
nie będzie gotować, że będzie kupować gotowce, albo półprodukty, że będzie się
żywić byle gdzie, ale… do czasu. Osoby posiadające pierwiastek ogniska domowego
po prostu go mają. Nasze babcie go miały, nasze mamy go mają. Często przechodzi
z pokolenia na pokolenie. I choć rozpada się na kilka części i jest usmarowany
od mąki i jajek to ma to, co najważniejsze – przepisy. Mam i ja!
Przyjemnie jest przewracać kartki
w poszukiwaniu sprawdzonych przepisów, które nam smakowały. Jednych potraw
próbowaliśmy u mamy na imieninach, innych u babci. Każdy przepis ma swoją
historię. Niektóre przepisy pachną Świętami Bożego Narodzenia, inne letnim
wieczorem, jeszcze inne jesienią. Bardzo często nazwy są rozpoznawalne tylko
nas i brzmią na przykład: „makowiec od babci Geni”, „jabłecznik od cioci
Marioli”, „biszkopt od Krysi”, „sałatka od Basi”. Kto tego nie zna?
Zdarza się, że o niektórych
przepisach już dawno zapomnieliśmy, niektóre uciekły, bo były zapisane na serwetce,
albo wydarte z gazety. Ja chciałabym niektóre z nich zatrzymać dla siebie w
moim Przepiśniku. Kupiłam go już jakiś czas temu w Biedronce za niewielkie
pieniądze. Ma tabele z przelicznikami miar i wag oraz ściągę jak nakrywać do
stołu. Podzielony jest ślicznymi, kolorowymi przekładkami na: przekąski na
dobry początek, syty obiad czyli kotlety i konkrety, słodkości domowe i domową
spiżarnię. W księgarniach widziałam, że jest dostępny bardziej rozbudowany Przepiśnik
z tego samego wydawnictwa, ale ten na razie mi wystarczy.
A teraz biorę swój Przepiśnik i idę
dokończyć gotowanie obiadu, który dla mnie pachnie jesienią i smakuje dzieciństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz