piątek, 25 września 2015

1 MIESIĄC MAŁEGO CAVISIA W NOWYM DOMU



Chyba każdy ma obawy przed pierwsza noca maleńkiego psiaka w nowym domu. Wszystko tu inne, nieznane, zapachy, przedmioty, ludzie, odgłosy. Dla takiego maleństwa ważącego zaledwie 2,5kg to bardzo wiele. 

Jednak ku mojemu zaskoczeniu moja malutka dziewczynka była bardzo dzielna. W nocy obawiałam się, że będzie piszczeć i szukać swojej mamy, albo rodzeństwa. Okazało się, że nie było żadnych szlochów.
Kilka pierwszych nocy wychodziłam z moim szkrabem na spacer w piżamie o 4.30 nad ranem. Doprawdy piękny jest wtedy świat. Po 2 tygodniach psinka o 4.30 tylko otwierała jedno oczko, zerkała na mnie i wydawało się, że pyta: „Czego tu sterczysz i patrzysz się kobieto? Śpię! Nie przeszkadzać…”. Tak więc zrezygnowałam z nocnych wyjść i postanowiłam się przekonać, jak długo może spać ta mała psina. Okazało się, że może spać bardzo długo. A najlepiej na plecach w przedziwnych pozach. 

Być może trafił mi się taki egzemplarz, ale nie miałam żadnych problemów z jedzeniem. Zastanawiałam się, o co chodzi tym wszystkim, którzy lamentują z powodu niejadka. Ja takiego problemu nie miałam. Do czasu, ale o tym przy innej okazji.
Po pewnym czasie szczeniak gryzł świńskie uszy, aż mu się loczki kręciły na głowie. Widok małego przeżuwacza przesłodki.

Co do nauki czystości… No kupiłam te podkłady. Co to na nich moje szczenię miało załatwiać swoje sprawy. Tylko po co? Leżało to. Czyste. Suche. Za to dywanik leżący obok pięknie obsiusiany. Stwierdzam, że moja psina po prostu w genach ma przekazany po swoich angielskich przodkach szczyptę arystokracji. Co się będzie na byle czym załatwiać? A dywanik taki mięciutki. W szczególności ten mały „rudy pędzel” upodobał sobie czerwony dywan moich rodziców. Zaraz po przebudzeniu biegła do ich salonu, opróżniała swoje zbiorniczki uprzednio rozkraczywszy swoje małe, kudłate łapki.

Taka sytuacja zdarzała się również, kiedy byliśmy w gościach. Przed wizytą długi spacer, a po wejściu za próg, na „dzień dobry” solidny sik. Najpierw zachwyty „Jaka słodka”, „Oooo… Jaka śliczna”, a później przez zaciśnięte zęby „Nic się nie stało…”. Ale zawsze wszyscy jej szybko przebaczali, kiedy tylko popatrzyła tymi swoimi pięknymi, brązowymi oczkami. Moja kochana!   

Jak każdy mały piesio i moją Cavisie swędziały ząbki. Najlepszą zabawką okazała się moja maskotka, która do złudzenia przypomina Cavaliera. To najlepszy kumpel do przytulania, do tarzania się w nim, gryzienia. Spała z nim od pierwszego dnia i rosła, aż przerosła. 

Najwspanialszy moment, kiedy poczułam, że ONA jest już moja to wtedy, kiedy pierwszy raz wspięła się swoimi krótkimi łapkami na łóżko i zaczęła kręcić młynki pierzastym ogonkiem. Lizała mnie po twarzy i próbowała mnie pacnąć swoimi różowymi łapkami. Usiadłam z nią wtedy na dywanie i patrzyłam na nią, jak sama bawi się zabawkami. Patrzyłam i patrzyłam na nią, bo to lepsze od telewizora.
Acha! Najważniejsze! Każda psina musi mieć jakieś imię. Moja Cavisiowa panienka miała piękne imię rodowe, ale chciałam wołać do niej po polsku. No i znalazłam. Zacne. Antonina. Tosia. Tośka po prostu.

1 komentarz: