piątek, 18 września 2015

SKĄD SIĘ BIORĄ CAVALIERY?


W galerii nie kupisz, w lesie nie rosną, do gazety nie dodają, a już na pewno nie rozdają.
Kiedy już byłam pewna, że ma być Cavalier zaczęłam zastanawiać się skąd go wziąć. Oczywiście miałam jakieś wyobrażenia, że ma być suczka, że ma być blenheim (kolor), że ma być wystawowa (taka moja fanaberia), że ma być śliczna, słodka i kochana.
Zaczęłam szukać stron hodowli. Przeglądałam. Niektóre wzbudzały zainteresowanie, inne odstraszały ilością ozdób i świecidełek, albo brakiem ważnych informacji, a jeszcze inne na pierwszy rzut oka były niestety podejrzane. Moją uwagę przykuły szczególnie 2 hodowle. Dlaczego? Bo były na niej zdjęcia szczęśliwych psów, biegających z rozwichrzonymi uszolami. Nie były to pozowane zdjęcia, jak z żurnala, gdzie każdy włosek jest zaczesany idealnie, a błysk w oku dorobiony w  jednym z programów do obróbki zdjęć. Od razu napisałam do jednej z nich z zapytaniem, jak wygląda procedura kupna psa. Okazało się, że to nie taka prosta sprawa. Trzeba czekać na odpowiedni moment, aby coś z tego wyszło, trzeba znaleźć odpowiednie skojarzenie. Następnie poczekać, co z tego wyjdzie, zapisać się na listę i może przy odrobinie szczęścia, przy dobrych wiatrach, kiedy zdamy test hodowcy, szczeniaczek będzie nasz. W pierwszej hodowli niestety nie udało się już na samym początku. Natura to natura, ale ja zawsze uważam, że nic nie dzieje się bez powodu, więc napisałam do drugiej Hodowli. Okazała się być strzałem w dziesiątkę! Na zdjęciach widać było, ile te psiaki dostają czułości i odpowiedniej opieki. Ale od pierwszego maila minęło wiele czasu zanim dostałam szczeniaczka.
Trafiłam na wymagającego Hodowcę, który przemaglował mnie pytaniami nie tylko na temat rasy. Wcale mnie te pytania nie zdziwiły. Dlaczego? Człowiek chucha i dmucha, żeby wszystko się powiodło, odchowuje szczenięta wkładając w to całe serce. To dla mnie oczywiste, że nie chce się takich skarbów oddać byle komu. I ja to rozumiałam. Zadawaliśmy sobie z Hodowcą wiele pytań, wymienialiśmy się informacjami. Pomyślnie zostałam wpisana na listę. Kiedy dowiedziałam się, że Hodowla spodziewa się szczeniaczków, nie mogłam doczekać się rozwiązania i wiadomości, że czeka na mnie wymarzona kulka szczęścia. Wreszcie pojawiły się na świcie! Wszystkie ślepe i przypominające wyżarte chomiki. Dla mnie widok przesłodki. Już wtedy czułam, że jeden z nich będzie mój. Zostałam zaproszona na spotkanie w Hodowli po 5 tygodniach. Byłam zestresowana tym spotkaniem, jak przed ważnym egzaminem. Baczny wzrok Hodowcy przyglądał mi się, zadawał pytania, a ja jak w amoku nie mogłam oderwać wzroku od włochatych kulek. Moje ręce od razu powędrowały w kierunku najpiękniejszego szczeniaczka. Widziałam wzrok Hodowcy. To był pupilek.
Po spotkaniu pływałam w obłokach. Miałam do wyboru dwie sunie. To raczej rzadkość, kiedy ma się wybór, ale widocznie wzbudziłam zaufanie Hodowcy. Odliczałam dni, godziny i minuty do dnia odbioru mojego i tylko mojego Cavisia. Nie wiem, czy to niedorzeczne, ale nie mogłam spać po nocach. Kupowałam wyprawkę dla szczeniaczka. Każda kupiona rzecz bardzo mnie cieszyła. Nawet urlop chciałam, żeby minął jak najprędzej. 

I w końcu nadszedł ten dzień. Wyruszyłam do Hodowcy z samego rana. Do ostatniej chwili nie wierzyłam, że Caviś będzie mój. Miałam wrażenie, że rozmowa i formalności przeciągają się w nieskończoność. Ale, czym było tych kilka minut w porównaniu do 3 lat czekania na wymarzonego psa. Wreszcie! Dostałam mojego szczeniaczka na ręce. Tego, który wpadł mi w oko przy pierwszym spotkaniu. I już więcej nie pamiętam. Oprócz zaszklonych oczu Hodowcy, który oddawał w obce ręce kawałek swojego serca.  

2 komentarze:

  1. Poplakalam sie ,ja tez czekalam na mojego Cavisia dlugo.Chcialam miec psa ,wybieralam rozne rasy.Ale kiedys wpadlo mi w rece zdjecie cavisia,i wpadlam szukalm co to za rasa ,przeczytalam wszystko co sie dalo o tej rasie i od 2,5 pol roku mam swojego kochanego Reksia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło czytać, że w bojach o psiaka nie jestem sama :-) Zapraszam do śledzenia mojego bloga, aby dowiedzieć się, jak wygląda życie z Cavalierem pod jednym dachem.

    OdpowiedzUsuń