W zeszłym roku w moje ręce wpadła dość ciekawa książka. Choć
byłam do niej nastawiona dość sceptycznie przyznam, że przeczytałam ją „na
jedno posiedzenie” i uśmiechnęłam się do siebie. Nie dlatego, że przeczytałam
coś odkrywczego, ale dlatego, że nieświadomie stosowałam jej elementy już od jakiegoś
czasu.

Zacznę może od początku. Marie sugeruje, aby porządki
rozpocząć od ubrań. Należy zebrać w jednym miejscu absolutnie wszystkie swoje
ubrania (prócz tych, które aktualnie są w koszu na brudy). Następnie należy
pochylić się nad każdą jedną rzeczą, wziąć w ręce i zadać sobie pytanie: Czy dana
rzecz daje mi radość? Jeśli tak odkładamy z powrotem na półkę układając w
kostkę i władając do szuflady pionowo. Tak ponoć więcej ubrań udaje się zmieścić
do szafy. Poza tym wszystkie ubrania widać na pierwszy rzut oka. Co z
ubraniami, które już są niepotrzebne? Należy złożyć je w kostkę, podziękować za
to, że tak dobrze służyły, a następnie wyrzucić. To wszystko ma przybliżyć osobę
sprzątającą do osiągnięcia życiowego stylu życia. Sprzątanie ma wyzwolić nowe
pokłady energii, poprawić samopoczucie i sprawić, że poczujemy się lżejsi.
Nasza specjalistka od sprzątania twierdzi, że ważna jest
kolejność, w jakiej sprzątamy: ubrania, książki, papiery, różności, rzeczy o wartości
sentymentalnej (np. zdjęcia) i pamiątki. Od najłatwiejszego do najtrudniejszego
wyboru.
Z jednej strony z wieloma radami nie można się nie zgodzić.
Chociażby ta, która mówi o tym, że należy pozbyć się kabli. Na przykład kabel od
zepsutej drukarki, ładowarki do telefonów, których już nie mamy, albo innych,
których przeznaczenia nie znamy. Z drugiej strony jednak nie mogłabym od tak
wyrzucić książki, nawet jeśli została ona przeczytana i zapewne do niej nie
zajrzę. Marie Kondo sugeruje, aby skupić się na życiu teraźniejszym i wyrzucać książki
przeczytane lub niedoczytane do końca (najwidoczniej na to nie zasłużyły), bo
przecież w razie potrzeby można kupić ją jeszcze raz. Dla mnie jednak słowo
pisane ma większą wartość.
Podsumowując. O ile mnie ta metoda nie rzuciła na kolana
ponieważ już jakiś czas temu musiałam zweryfikować ilość posiadanych rzeczy do
aktualnego metrażu mieszkania, o tyle mogę tę metodę śmiało polecić osobom o
naturze zbieracza. Bez wątpienia to książka dla osób, która stale powiększa
kolekcję o nazwie „przydasie”, która nigdy nie znajduje swojego zastosowania.
Myślę, że dzięki metodzie Marie Kondo uwolnią się od meblościanki z lat 80-
tych, starego płaszcza z wyliniałym futerkiem, czy nieprzeczytanych notatek z
czasów studenckich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz